Artykuł – opowieść Pacjentki, pokazuje, jak wygląda psychoterapia diady oraz jakie czynniki odgrywają istotną rolę w zmianie relacji z jednym z członków rodziny.
Bolał mnie brzuch. Bóle były tępe, rozległe i zwykle pojawiały się około wieczora. Po tygodniu zaczęło mnie to niepokoić i zastanawiać; czy to brzuch mnie boli, czy może znów zdenerwowała mnie Córka? Po pewnym czasie poszłam do lekarza rodzinnego na skargę – na bolący brzuch. Moja lekarka przepisała mi jakieś tabletki i wysłała na badania. Po miesiącu bóle brzucha nie ustępowały i były coraz bardziej dotkliwe. Diagnoza lekarska – nerwica. Nerwica, skąd nerwica? Tak naprawdę domyślałam się – moje relacje z Córką nie były dobre. Rozmowy nie pomagały, pretensje rosły, a wraz z nimi mój ból brzucha stawał się trudny do wytrzymania. Szukając rozwiązania, obejrzałam film Pawła Łozińskiego „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham”. Psychoterapeutą jest w nim prof. Bogdan de Barbaro, jeden z najbardziej cenionych terapeutów rodzinnych w Polsce. To był kawałek dobrego, poruszającego kina, a mój brzuch w trakcie filmu bolał mnie bardzo. Płakałam. Wiedziałam, że potrzebuje właśnie takiej rozmowy z mają Córką, aby mnie usłyszała, abym ja Ją mogła usłyszeć.
Czym była moja psychoterapia ? Rozmowami, a może Rozmową, trudną bolesną, pełną łez i wzruszeń. Z pewnością to, co opowiem, nie wyczerpuje tematu; nie uważam też, żeby to było jedyne rozumienie psychoterapii. Będzie moje, a więc subiektywne.
Na początku czułam wstyd , potem pojawił się lęk przed oceną. Jednocześnie nie chciałam porad, pocieszania, mówienia komplementów, czy trzymania za rękę i podawania chusteczek. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Nie jest tak, jak często się słyszy , że psychoterapeuta to taki płatny przyjaciel dla nieszczęśliwych. Bardzo chciałam rozmawiać i dogadać się z Córką , co okazało się kluczem rozwiązania trudności. Terapeuta uzmysłowił mi, że może mi pomóc, jeśli będę tego chciała i będę współpracowała. Współpracowała, czyli będę chciała się zmienić, w przeciwnym wypadku nie pomoże mi, choćby dał z siebie wszystko. Byłam gotowa na zmiany, także na zmianę siebie.
Jak przebiegała nasza terapia – lecząca rozmowa? Przede wszystkim terapeuta starał się mnie i córkę zrozumieć i dotrzeć do istoty problemu. Pytania, na które odpowiadałyśmy służyły poznaniu szerokiego kontekstu naszych trudności i przyglądaniu się naszej relacji z różnych stron, żeby pomóc nam zobaczyć ją z innej perspektywy. Zastanawiałyśmy się z Córką, czy problem wynika z mojej i jej aktualnej sytuacji życiowej, czy bardziej ze sposobu, w jaki myślimy i przeżywamy (choć możliwe, że z jednego i drugiego). Terapeuta starał się wczuć w naszą sytuację, jednocześnie nie tracąc z oczu istotnych okoliczności: ważnych wydarzeń z naszego życia i innych kwestii, które nas ukształtowały. Wracałyśmy w rozmowach do wcześniejszych wydarzeń i przeżywałyśmy je jeszcze raz. I po raz kolejny odświeżałyśmy w pamięci towarzyszące tym wydarzeniom uczucia, żeby dało się coś zmienić w teraźniejszości.
Rozmowy terapeutyczne pomogły mi i mojej Córce uświadomić sobie, z czego wynikają nasze aktualne kłopoty, konflikty. Pomogły nam dostrzec powtarzające się w naszych zachowaniach schematy oraz przekonania na wiele tematów; często takie, które nas nie wspierały w życiu. Pomogły zastanowić się, czy chcemy te przekonania zmieniać, a jeżeli tak, to w jakim kierunku mają iść te zmiany. Rozmowy pomogły nam zrozumieć siebie.
Potem było już łatwiej. Zostałam sama z terapeutą, na dłużej. Wiedziałam już skąd wzięły się nieprzyjemne objawy chorobowe i mój ból. Terapeuta pomógł mi określić, czego mi potrzeba, by było łatwiej. W terapii zmierzałam się z dawnymi emocjonalnymi kłopotami i tym razem uczyłam się rozwiązywać je w konstruktywny sposób. Próbowałam nowego zachowania w bezpiecznych warunkach, czyli w gabinecie mojego terapeuty. Z jego wsparciem było łatwiej odważyć się na próbę nowego. Uczyłam się otwartości na to, że można być blisko Córki rozmaicie, inaczej, niż to było w relacji z moimi rodzicami. Nauczyłam się być blisko mojej Córki, a ona blisko mnie.